Z oczu popłyneły mi łzy. Chciałam żeby to był tylko koszmar senny. Zaczoł mnie całować.
-Pomocty!-krzyknełam
Uderzył mnie mocno najpierw w twarz a potem w brzuch.
-Zamknij sie! Jeśli coś jeszcze powiesz to cie zabije.
Nagle usłyszałam znajomy głos.
-Zostaw ją!
-Bo co?
-To...
Opadłam na podłoge gdyż napastnik musiał sie bronić. Mężczyźni zaczeli sie bić. Po chwili mój wybawiciel pomógł mi wstać. Przytuliłam sie do niego. Już odchodziliśmy z tamtąd gdy tamten so nas krzyknoł.
-I tak i tak bendziesz cierpiała!
Wyciongnoł pistolet i szczelił. Nie wemnie tlko w stojącego obok. Upadł na ziemie a na jego koszulce pojawiła sie krew.
-Nie nie nie... prosze...-płakałam
-Ci... nie płacz... musisz być silna.
-Nie moge to prze zemnie.
-Spo... spokojnie.
Koło nas po pogotowie dzwonił jakiś facet.
-Nic niemów.
-Ci...
-Moritz przepraszam...
Nic nie mówił.
Po 5 minutach przyjechało pogotowie. Siedziałam pod jego salom i płakałqm.
-Tracimy go...
W sali usłyszałam pielengniarke.Wyszedł z tamtąd lekarz.
-Przykro mi nic nie mogliśmy zrobić.
-Mog... moge do niego wejść?
-Tak.
Moritz leżał na łóżk.Płakałam cał czas. Do sali wszedł Robert, Gabi i Emi.
-To przezemnie on nie żyje.
-Nie...
Gabi wybiegła. Do mnie podszedł Robert. Zabrał mnie do domu. Nie mogłam spać.
No i mamy śmierć. Prosze komentujcie bo każdy komentarz to pomoc dla mojej weny. No i dzienkuje za czytanie.
śmierć tzn uśmiercenie bohatera jest zawsze trudne ... fajnie to opisałaś . rozdział spoko ;)
OdpowiedzUsuńBardzo dzienkuje i pozdrawiam.
Usuń