poniedziałek, 22 lipca 2013

39.Jednorożec...

-Ej... wstajemy-Robert mnie budził
-Co Mario zaginoł?-spytałam
-Nie jeszcze jest ale dojeżdżamy...
Przetarłam oczy. Tak byliśmy już nie daleko. Po chwili obudziła sie reszta. Robert mnie przytulił bo trzęsłam sie jak galareta. Zajechaliśmy pod jakiś dom. 
-To gdzie to?
-O tamten dom-wskazałam na biały budynek
Po niecałej minucie staliśmy pod domem. Wyszedł do nas młody chłopak. Na chwile staną jak wryty. Chłopaki patrzyli sie na niego a on na nich. 
-Dzień dobry...
-Cześć...
-W czym moge pomuc?-spytał
-Jestem Magda...
-Aha... Magda ile masz lat?
-17 a ty 21 prawda?
-To naprawde ty?
-Wienc jesteś Michał jesteś moim brate...
Chłopak podbiegł do mnie i przytulił sie. Cieszyłam sie że go widze.
-Och to są Robert, Mario, Marco, Łukasz, Gabi i Emilka...
-Ja nie moge piłkarze Borussi...
Emilia tłumaczyła Niemcom o czym rozmawiamy.
-Och zapraszam...-powiedział Michał
Weszliśmy do domu. Od razu zobaczyłam  moją siostre i dziadków. 
-Dzień dobry... jestem Magda
Dziewczyna od razu spojżała na chłopaków. 
-Dziecko drogie to ty?
-Tak...
-Jestem Wero...
Zaczeliśmy rozmawiać. Każdy dostał pokoje. Łukasz sam miał być w pokoju.
Ja i Robert udaliśmy sie do swojego pokoju. Chciałam pochodzić po wsi. A ze mną Mario i Marco. Dziewczy siedziały z moim bratem. Było bardzo ciepło. Nagle Gotze zaczoł piszczećv.
-Co ci jest?
-No paczaj kucyk...
-Haha... to pegaz...-Marco go poprawił
-Idioci przeciesz to jednorożec...
Poszliśmy do naszego konia. Był to biały konik. Marco założył sie że dosiądzie go. No ale Mario powiedział że on pierwszy. Tak siadł na konia ale zleciał... na krobi klocek.
-Musze iść sie wykompać...
Ruszylimy za nim. W salonie siedział Łukasz i moi dziadkowie. Pomknełam na góre. Gdy tylko weszłam zobaczyłam że Robert sie kłuci z Weroniką.
-Odczep sie babo!
-Wiem że tego chcesz...
-Wyjdź!
Weszłam do pokoju.
-Weroniko prosze cie wyjdź...
Robert stał w bokserkach.
-Gdybym nie była w ciąży to bym cie zabrała do sypialni...
-A ja ciebie...jeszcze tylko do maja musze poczekać...
-Kocham cie... 
-A ja ciebie... nigdy cie nie opuszcze
Siedliśmy na huśtawce... było już ciemno.
-Zobacz to napis moich rodziców...
Na jednej z desek było wyryte serce.
-My też coś takiego zrobimy...
Robert szybko pobiegł po jakiś nóż i wyrył nasze inicjały. Byłam taka szczęśliwa. 

 Dziś dodaje bo nie mogłam ostatnio. Proszę komentujcie...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz